sobota, 18 maja 2013

Wiki-Bohaterowie

Wreszcie znalazłam to , czego szukałam i postanowiłam podzielić się tym z wami:)

Powyższy obrazek przedstawia główną bohaterkę mojego opowiadania : Victorię whirst, natomiast plik po prawej stronie to przyjaciółka wyżej wspomnianej :Angela

poniedziałek, 13 maja 2013

Wiki: rozdział 7 : ,,Pożegnanie"

 ,, POŻEGNANIE"
Chociaż wiedziałam, że ta chwili nadejdzie, to i tak jest mi ciężko. Wiem, że będę musiała okłamywać dwie najdroższe mi osoby. Na szczęście nie muszę tego robić twarzą w twarz. Torgal zgodził się, żebym napisała do nich list z wyjaśnieniem dlaczego tak szybko wyjechałam. Miałam wcisnąć im jakiś kit o jakiś prestiżowych studiach w Atlancie, w których akurat zwolniło się jedno miejsce i jeżeli jak najszybciej tam nie pojadę, to miejsce będzie już zajęte. Uważam, że to dobry pomysł, ze względu na głęboki szacunek i przywiązanie moich rodziców do dobrego wykształcenia. ,,Pamiętaj, ucz się, a daleko zajdziesz"- nie wiem ile razy to słyszałam. Kiedy już go napiszę, mam zanieść Torgalowi, a on załatwi wszystko tak, aby wyglądało, że list naprawdę został wysłany z Atlanty, ale bez adresu zwrotnego. Wychodząc z jego gabinetu staram się za dużo nie myśleć. Jak maszyna. Kieruję się prosto do mojego pokoju, a tam wyciągam kartkę, długopis i walcząc z wielką gulą, która pojawiła mi się w gardle, zaczynam pisać.
 Kochani Mamo i Tato!
         Muszę powiedzieć wam coś bardzo ważnego, i przykro mi, że robię to w taki, a nie inny sposób, ale niestety nie mam innego wyjścia. Proszę was tylko, żebyście spróbowali zrozumieć, że sytuacja, w której się znalazłam, to dla mnie wielka szansa.
              Niedługo wyjeżdżam. A nawet już to zrobiłam. Może nie uwierzycie, albo wyda wam się to co najmniej dziwne, ale dostałam się na studia, jednej z najbardziej prestiżowej uczelni w Atlancie. Szczerze mówiąc, był to łód szczęścia, ponieważ kiedy zwolniło się jedno miejsce, po prostu dostałam taka propozycję, pod warunkiem, że znajdę się tam w ciągu kilku dni. Nie miałam więc czasu o niczym wam powiedzieć, a i tak ledwo zdążyłam się spakować. Wczoraj tu dotarłam. Jest naprawdę świetnie! Nie martwcie się o mnie, jeżeli nie odbieram telefonu, ponieważ ktoś ukradł mi go na lotnisku, więc zablokowałam kartę, ale niestety nie mam na razie pieniędzy na zakup nowego. Po takich studiach wszędzie znajdę pracę.
            Chcę, żebyście byli ze mnie dumni. Zobaczymy się za rok, w wakacje. Przepraszam, że tak wyszło, nie chciałam tego.Opiekujcie się sobą nawzajem i pamiętajcie, że Was kocham.
                                                                                                        Trzymajcie się, Viki
 Zakończyłam mój list i musiałam odsunąć papier, by nie kapały na niego łzy. Kiedy trochę się uspokoiłam i przebrałam, postanowiłam zanieść Torgalowi moje pożegnanie. Tak też zrobiłam, ale kiedy podawałam mu kartkę, moją twarz wykrzywił lewo zauważalny grymas. Zawahał się.
- Jeszcze możesz zmienić zdanie-Powiedział- Do niczego cię nie zmuszam. Możesz z nimi porozmawiać- Dokończył, ale pokręciłam tylko głową. Nie znał moich rodziców. Kiedy już powiadomiłabym ich o moich planach (o ile w ogóle zdobyłbym się na odwagę), musiałabym najpierw się z nimi kłócić, a potem patrzeć na rozpacz matki, która za wszelką cenę chciałaby mnie przy sobie zatrzymać. O nie. To gorsze  niż wyrzuty sumienia z powodu kłamstwa.
- Nie. Podjęłam decyzję,- starałam się, by głos mi się przy tym nie łamał.
- W porządku. Możesz być pewna, że list dotrze do nich najszybciej, jak to możliwe.
- Dziękuje- powiedziałam. Mimo wszystko, byłam mu wdzięczna. Na tyle, na ile to możliwe, starał, się, by ta cała sytuacja była dla mnie jak najłatwiejsza.
- Chcesz iść na zajęcia, czy wolałabyś je sobie dzisiaj odpuścić?- Zapytał, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Szkoda, że wcześniej żaden nauczyciel nie zadawał mi takich pytań. Życie byłoby mniej skomplikowane: chcesz- idziesz, nie chcesz- nie idziesz, i nikt nie wygarnia ci, że wagarujesz. Jakiś odsetek mojego umysłu zorientował się, że chodzi mu głównie o zmianę tematu, za co byłam jeszcze bardziej wdzięczna, po czym rozważywszy wszystkie za i przeciw odpowiedziałam na pytanie:
- Nie, dziękuje. Chyba wolę się czymś zająć. Zresztą, kiedyś w końcu muszę zacząć- Nie ma nic gorszego,  w takiej sytuacji niż zostać sam na sam z myślami.
-Rozumiem. O ile dobrze pamiętam, o tej porze Twoje pierwsze zajęcia to podstawy łucznictwa ze Stewartem. Do tego musisz się przebrać, a cały sprzęt dostaniesz na miejscu tzn. w podziemnej hali.- Rozdziawiłam usta. No tak, powinnam się domyślić, że jedna hala sportowa to za mało, a nie jestem na tyle dobra, by strzelać w lesie prawda? Ba, ja w ogóle nie jestem dobra. W życiu nie strzelałam z łuku, co tam nawet go nie trzymałam. Parę miesięcy temu, pewna koleżanka, której brat strzela chciała mnie wyciągnąć na jeden z jego treningów, i teraz zaczynałam żałować, że tego nie zrobiłam. Ale cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
- Gdzie znajdę tę salę?- Zapytałam nieśmiało.
- Po prawej stronie zwykłej hali, będą krótkie schody prowadząca w dół, a potem duże, metalowe drzwi. To tam.- Tłumaczył mi cierpliwie, hm...nie powinno być trudną je znaleźć. Ponownie się uśmiechnęłam, podziękowałam i wyszłam.
__________________________________________________________________________________
Specjalnie dla pewnej osoby, żeby jej się nie nudziło, kiedy już wszystko zwiedzi :P
Życzę, miłego czytania, pozdro -.~

sobota, 11 maja 2013

Wiki: rozdział 6: ,,początek końca"

Kiedy znalazłam się na dziedzińcu, szczerze mówiąc byłam przyjemnie zaskoczona. Nie tak taj, kiedy szłam do liceum i słyszałam teksty w stylu : ,,o nowa" ,,skąd się wzięła" itp.itd. Pełen luzik. Stało tam może z 10 osób wszyscy albo pogrążani w rozmowie, albo czytający książki w samotności. Ruszyłam do budynku. Dokąd ja właściwie idę? A tak, śniadanie. Ruszyłam w stronę stołówki i kiedy tylko przekroczyłam próg, natychmiast pożałowałam, że w ogóle tu przyszłam. Nic dziwnego, że dziedziniec był prawie pusty, skoro wszyscy przyszli tutaj! Na mój widok wszelkie rozmowy ucichły, a spojrzenia niemal przewiercały mnie na wylot. Z westchnięciem podeszłam do okienka stołówki, za którym stała starsza, pulchna kobieta, odziana w biały fartuch i czepek.
- Witaj. Miło Cię poznać, nazywam się pani Reese,na co masz ochotę?- zapytała ciepłym, matczynym głosem jednocześnie wycierając ręce w w szmatkę.
- jakieś owoce, wodę...cokolwiek- bąknęłam lekko zawstydzona, na co kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Jeśli chodzi o śniadanie to popieram płatki z mlekiem. Może być?
Pokiwałam tylko głową, a ona natychmiast wsypała płatki do porcelanowej miseczki, po czym zalała je dymiącym mlekiem i postawiła na mojej tacy.
- Proszę bardzo.- Powiedziała podsuwając mi jedzenie.
- Smacznego- dorzuciła, a ja uśmiechnęłam się delikatnie, wzięłam plastikową tackę rodem z McDonalds'a i ruszyłam w stronę jedynego wolnego stolika jaki zauważyła, po czym natychmiast zabrałam się do jedzenia.
Kiedy posiłek dobiegł końca, chciałam wstać jak najciszej, ale na moje nieszczęście krzesło pisnęło na całą salę. Pięknie. To zdecydowanie nie jest mój dzień. Czerwieniąc się jak piwonia oddałam pani Reese tacę a ona zagadnęła mnie:
- No i jak smakowało?- zapytała, a ja energicznie pokiwałam głową. W pewnej chwili zauważyłam, że kobieta nie patrzy już na mnie, tylko na coś poza mną. Już się nie uśmiechała. Odwróciłam się. W drzwiach stał na oko 50 letni mężczyzna, łysy i niezbyt zadbany, który sądząc po stroju musiał być woźnym, lub kimś w tym rodzaju. Popatrzył na zebranych i powiedział:
- Wiktoria Whirst do dyrektora. Migiem- i wyszedł
Teraz już nawet kucharka patrzyła na mnie jak na kretynkę.Wygięłam usta w czymś na kształt uśmiechu i nie chcąc zostawać tu ani minuty dłużej pędem rzuciłam się w stronę holu.
Nagle poczułam, że zderzam się  z czymś twardym, a po chwili czyjaś dłoń łapie mnie za lewy nadgarstek chroniąc od upadku.
- Przepraszam, nie chciałam...- dukam, po czym prostuję się i podnoszę wzrok na mojego wybawcę. No dajcie spokój- mówię sobie w myślach, a na moje usta wykwita uśmiech. To nie kto inny, jak pan Tajemniczy Strzelec z lasu.
- W porządku? Nic ci się nie stało?- pyta głębokim głosem i tym samym wyrywa mnie z zamyślenia. W jego głosie nie pobrzmiewają żadne emocje. Nic.Jakby mówił wyuczoną formułkę. Patrzy na mnie, ale wydaje się, że myślami jest daleko stąd. Uśmiech znika z mojej twarzy.
- Nie, jestem cała dziękuje- puszcza moją rękę i dodaje lodowato:
- Następnym razem uważaj jak chodzisz- bez słowa odchodzi ode mnie i idzie po śniadanie, a ja mam łzy w oczach, więc szybko wychodzę i zatrzymuję się dopiero w korytarzu. Jest mi tak przykro. Czym zasłużyłam sobie na ten cynizm i chłód? Chociaż z drugiej strony, może miał zły dzień? Chciałam po prostu, żeby w tym nowym miejscu mnie akceptowano. Ciężko mi to sobie poukładać.
Weź się w garść- powtarzam sobie, biorę głęboki wdech i z tą myślą ruszam dalej. Gdzie właściwie jest pokój dyrektora? Rozejrzałam się. Tu były tylko sypialnie, kuchnia i sala sportowa, więc to musiało być gdzieś na piętrze. Nie myliłam się. Kiedy weszłam na górę, zobaczyłam tabliczkę korytarz administracyjny,
to musi być gdzieś tu. I nie myliłam się, tyle,że gabinet był na samy końcu korytarza, a po drodze mijałam sekretariat, gabinet medyczny i bibliotekę. Kiedy stanęłam pod drzwiami zastanowiłam się. Powinnam zapukać? Chyba tak...Zrobiłam to, a kiedy nic nie usłyszałam, po prostu weszłam. Za dużym mahoniowym biurkiem siedział Torgal i rozmawiał przez telefon ubrany w czarną marynarkę i błękitną koszulę bez krawata. Na tabliczce widniało nazwisko: T.Stoller. Podeszłam bliżej, a wtedy on podniósł na mnie wzrok, zmarszczył brwi, i nie spuszczając ze mnie wzroku mówił do swojego rozmówcy:
- Od dzwonie...tak..Aha..W porządku. W takim razie do zobaczenia.- po czym odkłada słuchawkę i dalej mi się przygląda.
-Usiądź sobie- mówi, więc tak też robię. Cholera patrzy na mnie w taki sposób że czuje się tak jak wtedy, w podstawówce, kiedy niechcący stłukłam szybę i wylądowałam u dyry. O co mu chodzi?
- Możesz mi z łaski swoje powiedzieć, co robiłaś o 6 rano w lesie?- pyta tonem mrożącym krew w żyąłch.
- spacerowałam- odpowiadam trochę głupkowato, bo widzę, że wkurza się jeszcze bardziej- To chyba nie jest zabronione,a nawet jeśli, to skąd niby miałam wiedzieć?- pytam. odruchowo przyjmując pozycję obronną.
-Czy ty w ogóle masz pojęcie, w co grasz? Nie zdajesz sobie sprawy, że mogli cię...- Nagle urywa, jak kłamca, który uświadamia sobie, że poplątał się w zeznaniach.
-Kto? I co mogli mi zrobić?- zaczynam panikować, Ale...może chodzi o łuczników? Chłopaków, którzy ćwiczą i faktycznie dzisiaj o mały włos nie zostałam trafiona, postanowiłam mu jednak o tym nie mówić, żeby nie pogarszać swojej sytuacji. Nie odpowiada mi, więc nasuwa mi się kolejne pytanie.
- Skąd wiesz, że byłam w lesie?!- Od razu przychodzi mi do głowy, kto mnie wydał i jestem ( na nich obu) jeszcze bardziej zła.
- To nie jest w tej chwili ważnie. Nie wracajmy już do tego, zresztą, nie dlatego Cię wezwałem- wyraźnie ucieka od tematu, a ja tymczasowo się na to godzę, ale w przyszłości nie zamierzam odpuścić.
- Co to za sprawa?- Pytam oschle, lecz kiedy dowiaduję się o co chodzi, od razu mięknę i jest mi wszytsko jedno.
- Musisz pożegnać się z rodzicami.
________________________________________________________________________________
No i jak?Podoba się? przepraszam za tak długą nieobecność. Moim jedynym usprawiedliwieniem są napięty grafik i problemy z internetem Miłego Czytania:D