piątek, 8 listopada 2013

Bili rozdział 3:Stare śmieci

Wyszli z budynku stojąc 5 metrów od wejścia na Wysypisko
 - Cholera, nie wiem co teraz zrobimy - powiedział Siemion
 -Jak to co?Wejdziemy - powiedział Nikolay idąc pewnym krokiem w stronę bramy.
 - Stój - złapał go Sasza - Wysypisko to teren bandytów, a przed nami na pewno jest ich posterunek.
 - Sasza ma rację-stwierdził Siemion - Często okradają Stalkerów z pieniędzy i artefaktów.
 - Ma któś Laptop? - spytał Nikolay
 -Ja. - odezwał się Siemion wyjmując urządzenie.
 - Masz. - powiedział Sasza podając mu adapter. W laptopie były wszystkie ważne dane oraz kody dostępu do ich kont na których uzbierały się NAPRAWDĘ pokaźne sumy.Po chwili dane były już bezpieczne. Siemion owinął adapter kawałkiem folii i połknął.
 - Zgłupiałeś do reszty Siemion!?-spytał Nikolay -Zeżarłeś nasze pieniądze!
 -Bandyci przeszukają nas bardzo dokładnie-odpowiedział Siemion ledwo powstrzymując odruch wymiotny-Tego tam nie znajdą.
 - Niech ci będzie. - odpowiedział ciężko Nikolay
 - Dobra-odezwał się Sasza - Kończmy już te pogaduchy.
 Weszli w bramę trzymając ręce przy broni.Oczywiście za dużym wrakiem autobusu czekał na nich posterunek złożony z 16 bandytów.Zostali bardzo dokładnie przeszukani,stracili laptop oraz naręczne zegarki. Puścili ich stwierdzając że zmusza ich do tego bieda. Dalsza droga była bez żadnych problemów. Na wysypisku nawet bandyci mają kulturę i zapraszają do swojej bazy głównej na samagon oraz damy do towarzystwa. Na wysypisku zaczynają ci którzy są po raz pierwszy w zonie.Gdy wykopią coś ciekawego to idą z tym do Sidorowicza i sprzedają.Tak zaczynali również Nikolay Sasza i Siemion. Gdy doszli do posterunku przy barze zatrzymał ich Sierżant Paszka.
  - Nie ma tam po co łazić - przekonywał - Po ostatniej emisji powstało tam diabelskie miejsce... Sasza zbladł. Zostawił tam rodzinę, całe swoje szczęście. A teraz mogli nawet nie żyć..
 - Musimy tam iść -wybuchnął nagle Sasza - Robiliśmy już trudniejsze zadania damy radę.
 - Sasza ma rację - odezwał się Nikolay - Damy sobie radę.
 - Dobrze więc - powiedział Siemion -W takim razie idziemy prosto w paszczę lwa.

czwartek, 7 listopada 2013

Pamiętnik Apokalipsy - Zapowiedź

Rozdział 11


Minęło dziesięć dni od pogrzebu Hektora. Andrea zamknęła się w swojej komnacie i opłakuję go każdego dnia, za to mnie dręczą wspomnienia minionych dni. Czuję się rozdarta, z jednej strony chcę go nienawidzić, a z drugiej strony gdybym miała tylko jakąś okazję rzuciłabym się mu w ramiona. Wybacz mi Hektorze, nie wiem co czynić. Każdego wieczora odbywają się ceremonie żałobne, a w ciągu dnia, wojska szykują się do ostatecznej bitwy. Idę właśnie udzielić swojej pomocy w przygotowaniach, jestem bezużyteczna, ponieważ bransolety założone na moje nadgarstki, wtopiły się w skórę i nie można ich zdjąć. Dlatego moje moce są mocno ograniczone. Schodzę po schodkach, kierując się w stronę schronu, zatrzymuję się na chwilę słysząc odgłos puszczonej strzały. Zerkam w tamtą stronę i widzę Parysa, z wściekłością wystrzeliwującego kolejną strzałę. Grot trafia idealnie w środek tarczy wbijając się na około pięć centymetrów, gdzie wyraźnie widać ślady pozostawione przez inne strzały. Chcę do niego podejść, ale ubiega mnie kto inny, cofam się niezauważona.
- Wybacz mi Parysie, to moja wina, gdybym nie zapragnęła miłości… ciebie, nic by się nie stało. Twój brat by teraz żył, a ty nie byłbyś narażony na niebezpieczeństwo. – mówi wtulając się w jego tors.
- To nie twoja wina, lecz moja i to ja ponoszę za to wszystko odpowiedzialność. – Parys przytulił mocniej dziewczynę i głaszczę ją po włosach. – Oni umarli byśmy mogli być razem.
Wpatruję się w nich chwilę i wychodzę z ukrycia.
- Naprawdę tak uważasz? – pytam się brata lodowatym tonem. – Oni zginęli by chronić swój dom, który oboje naraziliście. Pomyślałeś choć chwilę o Andrei? O twym ojcu? O tysiącach ludzi, którzy zginęli? Nie. Myślałeś jedynie o sobie.
- Heleno idź do swojej komnaty, zaraz do ciebie przyjdę. – dziewczyna spojrzała na niego i pobiegła z łzami w oczach. - Thanatos… - wyszeptał z bólem na mnie patrząc.
- Parysie, zdajesz sobie sprawę z tego co się stało.
- Tak. – wyszeptał spuszczając wzrok.
- Więc weź odpowiedzialność za swój czyn i pomóż wszystko przygotować. – rozkazałam. Spojrzał na mnie i przytaknął, po czym po chwili ciszy.
- Wszyscy go kochali, przywiązywali do niego swoje nadzieję i przyszłość, a ja im go zabrałem, mimo, że tyle razy mnie ratował i wspierał. Ty tego nie rozumiesz siostro, ponieważ nie jesteś taka jak my.
- Zgadza się nie rozumiem tego, mimo, że jestem starsza od ciebie i podejrzewam, że nie prędko to zrozumiem, ale wiem, że twego brata nie ceniono bez powodu. – po tych słowach odeszłam zostawiając go samego. Schodząc do schronu, usłyszałam znajomy głos, odwróciłam się by zobaczyć niska blondynkę o złotych oczach. Siedziała na murku niedaleko wejścia.
- To było... raniące.
- Tak myślisz? Według mnie prawda jest zawsze raniąca.
- Ale czasem, lepiej zachować ja dla siebie.
- Nie. Powinien to usłyszeć jest tego świadomy, ale moja słowa, albo go zniszczą, albo go wzmocnią. To będzie jego decyzja i tylko jego, jak wybierze. – powiedziałam opierając się o ścianę.
- A co zrobisz jeśli nie da rady?
- To będzie oznaczać koniec Troi.
- …Roza miała wizję… Widziała… - urwała niepewna. - Twoją śmierć… - spojrzałam na nią i się uśmiechnęłam.
- O mnie nie musisz się martwić ja nie mogę umrzeć, jestem skazana na wieczny żywot.
- Widziała też Troję całą w płomieniach. Martwe ciała ludzi zwisające za okien domów, krew płynącą ulicami usłaną zmarłymi Trojanami… Apokalipso, musisz nam pomóc by zmienić to przeznaczenie, inaczej wszyscy zginą. – spoglądam na bransolety.
- Przez nie, nie jestem wstanie nic zrobić.- szepcze.
- Ależ możesz, musisz przekonać króla byśmy zaatakowali wcześniej.
- Nie lepiej uciec, opuścić miasto?
- Oni nie spoczną dopóki pozostaniemy przy życiu.
- Więc dlaczego same nie przekonacie króla by coś zrobił. – dziewczyna zamarła na chwilę.
- Nie chcę nikogo widzieć, modli się w świątyni cały czas i nikogo nie słucha. Jest jakby w transie.
- Porozmawiam z nim, ale niczego nie obiecuję. Wybacz ale muszę iść pomóc w przygotowaniach, to jedyne co mogę teraz zrobić.

~*~
Cały dzień prześladowały mnie jej słowa… mogłam wydawać się spokojna, opanowana, ale w środku wiadomość, że umrę w jakiś sposób mnie poruszyła. Jak to możliwe by mogła zobaczyć moją śmierć. Moje myśli krążyły wciąż wokół tego samego. Nie mogłam sobie nawet tego wyobrazić. Widziałam różne rodzaje śmierci, ale w żaden sposób nie mogłam przypasować do siebie którejś z nich. A może po prostu zniknę, rozpłynę się w powietrzu? Albo spalę się jak ciało Hektora na stosie. Nadszedł wieczór i postanowiłam iść porozmawiać z Priamem. Klęczał sam a jego sylwetka skrywała się w cieniu.
- Wybacz mi panie, że ci przeszkadzam, ale chciałabym z tobą pomówić.
- Thanatos, proszę podejdź do mnie, prosić o łaskę bogów, może ciebie wysłuchają. – podeszłam do niego jak rozkazał.
- Roza miała wizję…
- Wiem – przerwał mi.
- Dlatego uważam, że należy opuścić miasto. – król spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Wiem, że to najlepsze rozwiązanie, ale nie uda nam się uciec, już jest na to za późno. Twe siostry proponowały mi zaatakować jako pierwszy, ale nie złamie zawieszenia broni, które zawarliśmy, na te trzynaście dni. – chciałam coś powiedzieć, ale widząc jego smutne oczy, zrezygnowałam, przeprosiłam i odeszłam. Co by się nie stało obronię to miasto, nawet jeśli mam umrzeć, to obronię je. Za trzy dni wszystko się rozstrzygnie.

Pamiętnik Apokalipsy - piasek przesiaknięty krwią



Rozdział 10 

Mój umysł podsyłał mi obrazy pociętych ciął całych we krwi. Kolejny raz od przybycia na ziemię uzmysłowiłam sobie kruchość ludzkiego życia. Nawiedza ich śmierć, jednego po drugim, a mimo to prowadzą bezsensowne bitwy i walki. Rozlewają krew swoich towarzyszy i wrogów, tak prosto narażają się na niebezpieczeństwo. Podświadomie zaczęłam porównywać Achillesa, z którym łączyła mnie niewytłumaczalna więź, z Hektorem, moim kuzynem, a zarazem mężem Andrei i świeżo upieczonym ojcem Astyanaksa. Zamknęłam oczy, czułam tak wiele na raz, a zarazem miałam wrażenie, że jestem bardziej pusta niż w dniu mojego stworzenia. Minuty dłużyły się niemiłosiernie, a mnie pożerało otępienie, z tego stanu wyrwał mnie odgłos koni jadących po piasku i szmer kół. Wybiegłam z namiotu by zobaczyć, coś co prześladuję mnie do dnia dzisiejszego. Achilles z krwią na rękach i twarzy, jadący rydwanem w moją stronę. W pierwszym momencie, poczułam ulgę, by w następnej chwili zobaczyć jego. Ciało mojego brata, ciągnięte przez pojazd, zabrudzone od piasku i krwi. Stałam tak wpatrując się w nich bez wyrazu twarzy, całkowicie pusta, aż zniknęli mi z oczu. Wróciłam do namiotu złapałam jedno z naczyń zgrabionej świątyni i poszłam nabrać wody z morza. Udałam się z misą do miejsca gdzie przebywał zmarły. Achilles wpatrywał się w piasek, obojętnie przeszłam koło niego i podeszłam do ciała Hektora. Padłam na kolana i zanurzyłam w wodzie fragment materiału oderwany z mojej szaty. Zamknęłam oczy i zaczęłam szeptać zaklęcia i modły. Język nie znany dla ludzi, język obcy dla bogów i herosów, język znany jedynie zmarłym i tym których śmierć nigdy nie dotknie. Słowa złożone z tonów, myśli i natury. Wiatr podnosił moje rude włosy do góry, białka przybrały czarną barwę, a tatuaże zaczęły lśnić turkusem. Nie przestając, dotykam wodę w misie, która wraz ze zetknięciem się z moją skórą barwi się od sigmy. Fragment materiału, powoli pochłania całą wodę, zmieniając się w długi pas aksamitu. Wyciągam go i zasłaniam twarz Hektora. Tkanina niczym zaklęta, porusza się rozszerza i obwija ciało zmarłego, a każda z jego ran znika. Gdy materiał obwinął ciało, Hektor sprawiał wrażenie śpiącego. Spojrzałam ostatni raz na niego i zakończyłam pieśń. Odwróciłam się do Achillesa, który uporczywie wpatrywał się we mnie.
- Błagam pozwól mi zabrać jego siało i pochować je należycie. – Ten tylko na mnie spojrzał z bólem w oczach i skierował się do namiotu, zanim wszedł powiedział.
- Nigdzie go nie zabierzesz, możesz robić te swoje sztuczki, ale nie pozwolę ci go pochować.
Postanowiłam dalej namaszczać ciało, w trakcie usłyszałam znajomy głos. Bezzwłocznie ruszyłam do namiotu, Achillesa i stanęłam w wejściu. Delikatnie odchyliłam zasłonę i spojrzała przez szparkę.
W namiocie siedział Achilles, a przed nim klęczał król Priam, miałam w już wchodzić gdy usłyszałam ich rozmowę.
- …by podarować ci dary, na wykupienie ciała mego syna, proszę cię o litość dla takiego starca jak ja, był najlepszym wojownikiem i synem troi, był moim najdroższym synem, błagam cię. – Priam złapał dłoń Achillesa i ucałował ją. – Acillesie, błagam cię, zaklinam cię na bogów i ojców twoich, ja król Priam, całuję dłonie zabójcy wielu dzieci moich i mego ukochanego syna Hektora. Nie zobaczę już jego uśmiechu, nie usłyszę jego słów. Biada mi, że dożyłem śmierci syna mego. – Łzy popłynęły po jego policzkach. Achilles wstał.
- Podziwiam twą odwagę starczę, ale twój syn zabił mego przyjaciela i za to nigdy nie trafi do świata zmarłych nie pozwolę go pochować.
- A ilu ty zabiłeś ojców, synów, braci i przyjaciół? Czy to błędne koło musi trwać w nieskończoność? – zapytał Priam. Achilles zagryzł wargi i po chwili ciszy wysyczał.
- To był jeszcze dzieciak, nie zasłużył na śmierć! - wściekły złapał miecz. Bez zastosowania, weszłam do namiotu.
- Przestań! – powiedziałam lodowatym tonem. Skłoniłam się lekko mojemu władcy.
- Tanatos? Jesteś cała dzięki bogom. – Achilles spojrzał się na mnie i króla, wyglądał jakby miał zaraz się rozpaść.
- Starcze, weź ciało swego syna i zabierz z sobą kapłankę, składam też obietnicę, że do końca żałoby wojska greckie nie zaatakują Troi. – po tych słowach mężczyzna wyszedł i rozkazał swoim ludziom przygotować powóz i pomóc nam włożyć na nie ciało Hektora. Stanęłam koło niego i położyłam na jego ramieniu dłoń.
- Dziękuję. – szepczę i wchodzę do powozu. – Żegnaj. – mówię do niego i powóz rusza. Droga była krótka, ale dla mnie trwała wieki…
***
Stoję teraz obok płaczącej Andrei i załamanego Priama. Na dziedzińcu stoi olbrzymi stos, a na nim ciało księcia Troi, mojego przyjaciela. Nic nie czuję, jestem pusta. Wpatruję się w drewnianą konstrukcję, gdy ogień zaczyna ją trawić. W powietrzu słychać śpiew modlitewny Violetty, kolejno do nich dołączają się pozostałe kapłanki. Ja jako ostatnia dopełniam modły. Wiatr zaczyna wirować w wśród stosu podnosząc płomień do góry. W powietrzu roznoszą się krzyki płaczu, modły kapłanek i olbrzymi smutek Troi. Świat na chwilę pogrąża się w rozpaczy.

tumblr_mjvv7ctLDV1s3acjao1_500.gif