Rozdział 10
Mój umysł podsyłał mi obrazy pociętych ciął całych we krwi. Kolejny raz od przybycia na ziemię uzmysłowiłam sobie kruchość ludzkiego życia. Nawiedza ich śmierć, jednego po drugim, a mimo to prowadzą bezsensowne bitwy i walki. Rozlewają krew swoich towarzyszy i wrogów, tak prosto narażają się na niebezpieczeństwo. Podświadomie zaczęłam porównywać Achillesa, z którym łączyła mnie niewytłumaczalna więź, z Hektorem, moim kuzynem, a zarazem mężem Andrei i świeżo upieczonym ojcem Astyanaksa. Zamknęłam oczy, czułam tak wiele na raz, a zarazem miałam wrażenie, że jestem bardziej pusta niż w dniu mojego stworzenia. Minuty dłużyły się niemiłosiernie, a mnie pożerało otępienie, z tego stanu wyrwał mnie odgłos koni jadących po piasku i szmer kół. Wybiegłam z namiotu by zobaczyć, coś co prześladuję mnie do dnia dzisiejszego. Achilles z krwią na rękach i twarzy, jadący rydwanem w moją stronę. W pierwszym momencie, poczułam ulgę, by w następnej chwili zobaczyć jego. Ciało mojego brata, ciągnięte przez pojazd, zabrudzone od piasku i krwi. Stałam tak wpatrując się w nich bez wyrazu twarzy, całkowicie pusta, aż zniknęli mi z oczu. Wróciłam do namiotu złapałam jedno z naczyń zgrabionej świątyni i poszłam nabrać wody z morza. Udałam się z misą do miejsca gdzie przebywał zmarły. Achilles wpatrywał się w piasek, obojętnie przeszłam koło niego i podeszłam do ciała Hektora. Padłam na kolana i zanurzyłam w wodzie fragment materiału oderwany z mojej szaty. Zamknęłam oczy i zaczęłam szeptać zaklęcia i modły. Język nie znany dla ludzi, język obcy dla bogów i herosów, język znany jedynie zmarłym i tym których śmierć nigdy nie dotknie. Słowa złożone z tonów, myśli i natury. Wiatr podnosił moje rude włosy do góry, białka przybrały czarną barwę, a tatuaże zaczęły lśnić turkusem. Nie przestając, dotykam wodę w misie, która wraz ze zetknięciem się z moją skórą barwi się od sigmy. Fragment materiału, powoli pochłania całą wodę, zmieniając się w długi pas aksamitu. Wyciągam go i zasłaniam twarz Hektora. Tkanina niczym zaklęta, porusza się rozszerza i obwija ciało zmarłego, a każda z jego ran znika. Gdy materiał obwinął ciało, Hektor sprawiał wrażenie śpiącego. Spojrzałam ostatni raz na niego i zakończyłam pieśń. Odwróciłam się do Achillesa, który uporczywie wpatrywał się we mnie.
- Błagam pozwól mi zabrać jego siało i pochować je należycie. – Ten tylko na mnie spojrzał z bólem w oczach i skierował się do namiotu, zanim wszedł powiedział.
- Nigdzie go nie zabierzesz, możesz robić te swoje sztuczki, ale nie pozwolę ci go pochować.
Postanowiłam dalej namaszczać ciało, w trakcie usłyszałam znajomy głos. Bezzwłocznie ruszyłam do namiotu, Achillesa i stanęłam w wejściu. Delikatnie odchyliłam zasłonę i spojrzała przez szparkę.
W namiocie siedział Achilles, a przed nim klęczał król Priam, miałam w już wchodzić gdy usłyszałam ich rozmowę.
- …by podarować ci dary, na wykupienie ciała mego syna, proszę cię o litość dla takiego starca jak ja, był najlepszym wojownikiem i synem troi, był moim najdroższym synem, błagam cię. – Priam złapał dłoń Achillesa i ucałował ją. – Acillesie, błagam cię, zaklinam cię na bogów i ojców twoich, ja król Priam, całuję dłonie zabójcy wielu dzieci moich i mego ukochanego syna Hektora. Nie zobaczę już jego uśmiechu, nie usłyszę jego słów. Biada mi, że dożyłem śmierci syna mego. – Łzy popłynęły po jego policzkach. Achilles wstał.
- Podziwiam twą odwagę starczę, ale twój syn zabił mego przyjaciela i za to nigdy nie trafi do świata zmarłych nie pozwolę go pochować.
- A ilu ty zabiłeś ojców, synów, braci i przyjaciół? Czy to błędne koło musi trwać w nieskończoność? – zapytał Priam. Achilles zagryzł wargi i po chwili ciszy wysyczał.
- To był jeszcze dzieciak, nie zasłużył na śmierć! - wściekły złapał miecz. Bez zastosowania, weszłam do namiotu.
- Przestań! – powiedziałam lodowatym tonem. Skłoniłam się lekko mojemu władcy.
- Tanatos? Jesteś cała dzięki bogom. – Achilles spojrzał się na mnie i króla, wyglądał jakby miał zaraz się rozpaść.
- Starcze, weź ciało swego syna i zabierz z sobą kapłankę, składam też obietnicę, że do końca żałoby wojska greckie nie zaatakują Troi. – po tych słowach mężczyzna wyszedł i rozkazał swoim ludziom przygotować powóz i pomóc nam włożyć na nie ciało Hektora. Stanęłam koło niego i położyłam na jego ramieniu dłoń.
- Dziękuję. – szepczę i wchodzę do powozu. – Żegnaj. – mówię do niego i powóz rusza. Droga była krótka, ale dla mnie trwała wieki…
***
Stoję teraz obok płaczącej Andrei i załamanego Priama. Na dziedzińcu stoi olbrzymi stos, a na nim ciało księcia Troi, mojego przyjaciela. Nic nie czuję, jestem pusta. Wpatruję się w drewnianą konstrukcję, gdy ogień zaczyna ją trawić. W powietrzu słychać śpiew modlitewny Violetty, kolejno do nich dołączają się pozostałe kapłanki. Ja jako ostatnia dopełniam modły. Wiatr zaczyna wirować w wśród stosu podnosząc płomień do góry. W powietrzu roznoszą się krzyki płaczu, modły kapłanek i olbrzymi smutek Troi. Świat na chwilę pogrąża się w rozpaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz