środa, 27 sierpnia 2014

Pamiętnik Apokalipsy - Kłótnia


Rozdział 17


Gilbert stał w wejściu i przyglądał się mi z nic nie mówiącą miną. Jego obecność peszyła mnie i sprawiała, ze czułam się niekomfortowo, ale skoro już udało mi się nakłonić Kalie do mówienia, to musiałam za wszelką cenę to wykorzystać.
- Czemu twierdzicie, że opuścili mnie bogowie? – zapytałam, powoli trawiąc uzyskane informacje.
- Jedną z przyczyn jest twoja amnestia, a drugą… - Dziewczyna zawahała się i pytająco spojrzała na brata. Gilbert pochwyciwszy jej spojrzenie, pokręcił głową i łypną na nią gniewnie, następnie totalnie w złym humorze zwrócił się do mnie.
- Jeśli tak bardzo interesują cię odpowiedzi, to czemu tu nadal jesteś?! Nie lepiej będzie pójść zapytać innych? Jesteś tu już trzy miesiące i nadal nic nie pamiętasz!
- Gilbercie!
- Nie, Kalio, tym razem musimy sobie wszystko wyjaśnić. Co tu jeszcze robisz, co? Przysparzasz nam jedynie problemów. Przez ciebie musimy uważać na patrole, by nikt się nie dowiedział! Czego jeszcze od nas chcesz?!
Wściekłość buzowała mi we krwi, niczym ogień, gotowy w każdej chwili wybuchnąć.
- Dobrze! Niech ci będzie! - odniosłam się by spojrzeć mu prosto w twarz. – Powiedz mi czemu mnie nienawidzisz, a odejdę i nigdy więcej nie będziesz musiał mnie oglądać.
- Asha, nie musisz…
- Kalio – przerwałam jej – Naprawdę cenie czas spędzony z tobą, ale nie będę już dłużej nadwyrężać waszej gościnności. – odparłam spokojnie z smutnym uśmiechem patrząc jej w oczy.
- Idealnie. Chcesz wiedzieć czemu? Bo nie jesteś inna od tych bożych pomiotów. Nadajecie się jedynie jako mordercy, a gdy już nie jesteście w stanie już nawet tego robić, to robicie za dziwki. Szukasz odpowiedzi tak? Powiem ci. Niewolnicy tacy jak wy, z zimną krwią zabijacie niewinnych. Służąc parszywym władcom i bogaczom. Założę się, że jak odzyskasz pamięć przypomnisz sobie gębę swojego pana i wrócisz do niego by się z nim piep…
Nie wytrzymałam, z całej siły uderzyłam go w twarz, aż się zachwiał. Zdziwiony złapał się za czerwony policzek i z niedowierzaniem spojrzał na mnie.
- Możesz mówić co chcesz, ale nie waż się mnie obrażać. Może i nie pamiętam swojej przeszłości, może i byłam panienką na zawołanie, jednak dziś jestem sobą, a nie taką jak ja, cokolwiek to dla ciebie znaczy – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Oczy miałam wilgotne od zbierających się w ich kącikach łez. Zamrugałam kilka razy by się nie rozpłakać i wyszłam z namiotu. Wściekła na chłopaka szłam przed siebie, jak najdalej od niego. Serce łomotało mi jak szalone, a w uszach szumiało od złości. Jak mógł coś takiego powiedzieć? Słone krople zaczęły powoli spływać po policzkach by następnie wsiąknąć w spaloną słońcem ziemię. Gdybym odwróciła się wtedy, zauważyłabym, że w miejscu moich łez wyrastają drobne, białe kwiaty.


Czas, kolejna wartość która mnie intrygowała, płynął zależnie od chwili. Jak to jest, że pomimo spędzonego z nimi czasu nic się nie zmieniło? Gilbert wypominał mi, trzy miesiące. A jednak nadal nie wiedziałam o nich i o sobie nic. A teraz. Nie mam pojęcia ile czasu idę przed siebie bezmyślnie. Nie wiem, gdzie mam się podziać, ale mam przed sobą jeden cel, ruiny. Chciałam tam pójść, dowiedzieć się co mnie tam sprowadziło. Teraz, gdy opuściłam Kalie, mogłam spokojnie zobaczyć to ponoć przeklęte miejsce. Teraz miałam czas na przetrawienie uzyskanych od dziewczyny informacji. Wojna, bogowie, klątwa. Nie wyglądało to pokrzepiająco, ale czułam, że owa historia może być kluczem do moich odpowiedzi. Tylko po co taki rozmach? Nie mogli załatwić tego między sobą? I czemu, skoro Helena została porwana, to nie uciekła, skoro król troi był takim dobrym władcą? I ta końcówka. Po co bogowie troi mieliby niszczyć własna ziemie, skoro mogli wypędzić najeźdźców?
Mit miał wiele niezgodności, ale świat składał się z nich, więc nie mogę podważać prawd starszych. Ziemia po której stąpałam zaczęła się robić coraz bardziej jałowa, jedynie niegdzie rosły rośliny żywiące się resztkami życiodajnej energii ziemi. Spalone słońcem tereny ukrywały w sobie tajemnicę, którą miałam zamiar odkryć. Podłoże zaczęło robić się coraz bardziej strome, zmuszając moje nogi do przedzierania się pod górę. Powietrze, zaczęło mieć inny zapach, pełen świeżości. Wytrawny słuchacz, wyłapałby cichy szum fal. Przyśpieszyłam, z coraz szybszym oddechem. Odgłos szurania moich stup rozniósł się po opustoszałym otoczeniu. Stałam na szczycie wzniesienia, wiatr miotał lekko moje włosy, unosząc je we wszystkie strony. Przede mną rozciągało się morze, wielkie, nieprzeniknione… piękne. Miałam wrażenie, że już kiedyś je widziałam. Przeniosłam wzrok dalej, moim oczom ukazał się cel mojej podróży. Pozostałości po niegdyś niezwyciężonym mieście. Nagle poczułam chłód, oplotłam ramiona dłońmi, wzdrygnęłam się, pomimo, że było tam naprawdę gorąco. Obraz olbrzymich ruin napawał grozą, już znałam powód czemu napawało to miejsce lękiem. Potrząsnęłam głową. Nie mogę się teraz poddać. Ruszyłam przed siebie w kierunku przeklętego miasta. Droga okazała się dłuższa niż się wydawało, ale nie przeszkadzało mi to, bo gdy stanęłam w obrębie złowrogich murów, żałowałam, że droga nie była jeszcze dłuższa. Czułam psychiczny nacisk wywołany każdym najdrobniejszym szczegółem. Niepewnie rozglądałam się podejrzewając, że zza rogu wyskoczy bandyta, który pozbawi mnie życia. Wzdrygnęłam się i zapuszczałam się dalej w głąb sieci miejskich uliczek. Wszystko wyglądało znajomo, a zarazem przerażająco. Nagle zobaczyłam przebłysk wspomnienia. Uliczka, spowita w ciemności. Miasto zalane morzem krwi. Rozszarpane szczątki ludzi i krew na moich dłoniach. Mrugnęłam parę krotnie, wszystko wróciło do normy. Ale moje ciało nie przestawało się trząść. Nogi się pode mną ugięły. Na bogów, co tu się stało?! Ulice dosłownie wrzeszczały zbrodnią, która została tutaj dokonała.
- Nadal uważasz, że to był dobry pomysł? – przerażona odwróciłam się do źródła głosu. Oparty o jedną ze ścian stał Gilbert i mierzył mnie uważnym spojrzeniem. Po chwili ciszy westchnął i podszedł do mnie. - Wracajmy.
Zaskoczona dziwnym zachowaniem, wyrwałam rękę z jego uścisku i cofnęłam się parę kroków.
- Co tu robisz? Czy sam nie kazałeś mi się wynosić? – zapytałam nieufnie na niego patrząc. Westchnął kolejny raz załamując ręce.
- Czego oczekujesz? Że zacznę przepraszać? Błagać o wybaczenie? Zapomnij. Czekaliśmy z Kalią dwa dni, aż wrócisz. Nie daje mi żyć i kazała sprowadzić cię z powrotem, w innym razie skończę jak ty. – powiedział z wielką niechęcią i znów złapał mój nadgarstek. – Idziemy.
Miałam ochotę wrzeszczeć na niego, wyzywać od najgorszych… ale nie potrafiłam, ręce nadal mi się trzęsły od wizji, nogi dreptały za nim tak jakby był moim wybawicielem. Uciekałam. Uciekałam d tego przerażającego miejsca. Więc czemu, czułam ból z każdym krokiem? Czemu bolało mnie serce, że opuszczam to miejsce? Przecież powodowało u mnie jedynie złe odczucia, a jednak bolała ta rozłąka. Ciepła dłoń Gilberta, koiła moje nerwy. Musi mnie nienawidzić…
- O co ci chodziło, że przez mnie musicie się ukrywać? – zapytałam nieśmiało, podczas drogi powrotnej, która okazała, się dużo dłuższa, niż myślałam na początku. Gil spojrzał na mnie niezadowolonym wzrokiem, pod którego naporem ledwo zauważalnie się skuliłam. Puścił moją dłoń, pewny, że już nie wieję i grzecznie za nim pójdę.
- Ireia od lat są wychwytywane i sprzedawane do niewoli, każdy kto próbuję schronić jedną z nich kończy w taki sam sposób jak osoba, której pomagali. – powiedział krótko. W głosie można było poznać, ze coś pominął.
- Wy też się ukrywacie, prawda? A ja mogę na was ściągnąć czyjąś uwagę – stwierdziłam wreszcie rozumiejąc dlaczego mnie nienawidzi, ale musi być jeszcze coś. Coś co popchnęło go do życia na odludziu.
Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
- Jeśli wreszcie to zrozumiałaś, to pośpieszmy się – wycedził i przyśpieszył kroku.
Droga była długa, a Gilbert już ani razu się do mnie nie odezwał.
Zbliżając się do celu naszej podróży, byłam zmęczona psychicznie i fizycznie. Jedyne o czym teraz marzyłam, to było pójście spać. Jak się okazało, nie było mi to dane. Z obozowiska unosił się dym. Gilbert pobiegł pierwszy, już nie patrząc, czy za nim idę. Pognałam za nim i zobaczyłam tą makabryczną scenę. Obozowisko wyglądało, jakby przeszedł przez niego tajfun. Wszystko porozrzucane, namiot kończył się tlić. Zostały po nim jedynie proch.
- Gdzie, gdzie jest Kalia? - zapytałam drżącym głosem. Gilbert klęczał roztrzęsiony pochylając się do mnie plecami. Podeszłam do niego. Gilbert trzymał w dłoniach zakrwawioną chustę.


Pamiętnik Apokalipsy - Mit


Rozdział 16


Po jakiejś godzinie postanowiłam wrócić do Kalii, przez ten czas Gil powinien już skończyć z nią rozmawiać. Rozkoszując się chłodnym nocnym powietrzem szłam, powoli bez pośpiechu. W pobliżu wejścia usłyszałam podniesione głosy. Znów się kłócili, westchnęłam. Raz na jakiś czas mijali się w poglądach i wtedy potrafili się sprzeczać parę dni. Stwierdziłam, że nie mam ochoty wysłuchiwać ich narzekań, więc się odwróciłam, by wrócić na pastwisko.
- Znów, w mieście byli żołnierze. Jak tak dalej pójdzie nie będę w stanie niczego sprzedać! Wiesz, że kapłanek jest coraz mniej. A lunarieen kupują jedynie handlarze niewolników. Jeśli nie będą mieli kogo sprzedawać, to nie będą potrzebować blokerów. Słyszałem, że nowy władca Persji wyłapuje Ireja i robi z nich swoje nałożnice, oraz prywatne wojsko.
Słysząc temat ich rozmowy zamarłam w miejscu. Może wreszcie dowiem się co przede mną ukrywają. Podeszłam bliżej i skryłam się w cieniu uważnie nasłuchując.
- Gilbercie, dość! Czy możesz na chwilę przestać? Ten temat jest już dawno skończony.
- Nie rozumiesz. Jeśli znajdą ją u nas, trudno będzie, cię ukryć.
- A niby jak mają nas znaleźć? Żyjemy na odludziu, w miejscu, gdzie nikt nie postawi nogi. Obrzeża troi nie cieszą się zbytnią popularnością. A jeśli twierdzisz, że Asha musi odejść, to się z tobą nie zgadzam. Nic nie zrobiła, byś tak ją traktował.
- To przez takich jak ona musimy się ukrywać!
- Tak, ale nie przez nią.
- Nie rozumiem, czemu nie pozwalasz mi nałożyć na nią luminarieen, zaoszczędziłoby to nam wielu kłopotów.
- Oh, Gilbercie. Gdzie się podziało twoje współczucie, to przeklęte miejsce wyżarło wszystkie twoje dobre emocje. Już dawno nie widziałam, byś był naprawdę szczęśliwy.
Nastąpiła chwila ciszy odczekałam z parę minut i jakby nic weszłam do pomieszczenia. Gilbert widząc moją twarz, skrzywił się nieznacznie, ale nic nie powiedział. Zamierzał wyjść, ale Kalia złapała go w ostatniej chwili i pociągnęła go z powrotem na miejsce.
- Zjedzmy dzisiaj razem.
- Nie dzięki, nie jestem gło… – Dziewczyna zmroziła go spojrzeniem, które mroziło krew w żyłach. – Chyba jednak zgłodniałem.
Zjedliśmy w ciszy, od czasu do czasu śmiejąc się, ale atmosfera nadal była ciężka. Po posiłku Gil wyszedł na spacer, a my sprzątałyśmy. Krzątałam się mając głowie poważny mętlik. Ech... Spojrzałam na Kalie, która układała posłania. Czarne Kosmy ki wpadały jej uparcie do zielono złotych oczu. Gilberta nie było, a ja dostrzegłam możliwą dla siebie szansę by, uzyskać odrobinę informacji.
Usiadłam, przy palenisku i oplotłam rękami nogi.
- Opowiesz mi coś o ruinach? – zapytałam. Na co dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.
- To nic interesującego, zanudzi cię. – stwierdziła, próbując się kolejny raz wymigać.
- Proszę. To naprawdę dla mnie ważne. – Kalia spojrzała mi prosto w oczy, jakby sprawdzając moją duszę, następnie zaniepokojona rozejrzała się wokoło i westchnęła.
- Dobrze, widzę, ze nie ma sensu dłużej tego ciągnąć, w końcu i tak nic to nie zmieni. – Czarnowłosa usiadła wygodnie do ogniska i wpatrując się w ogień zaczęła opowiadać.
- Do było jeszcze za czasów, gdy na tronie zasiadał mądry i szlachetny władca. Król Priam. Na Olimpie trwało wesele, gdzie bogowie spożywali ucztę i bawili się tygodniami. Podobnież na sali pojawiła się bogini niezgody. Gniewając się, za brak zaproszenia, postanowiła podarować im jabłko. Podrzuciła owoc w środku dnia, z napisem dla najpiękniejszej. Ponieważ boginie są chciwe, to rozwinęła się kłótnia, trzy największe boginki wdały się w konflikt. Żadna nie chciała ustąpić, a tym samym zrzec się miana jeszcze nieotrzymanego tytułu. Zeus nie mogąc już wytrzymać wrzasków, posłał po Parysa, który miał za zadanie rozstrzygnąć konflikt. Z pośród Hery, Ateny i Afrodyty, młody książę skuszony nagrodą wybrał Afrodytę. Jako zapłatę dostał najpiękniejszą kobietę na świecie i złość pozostałych bogiń. Porwał Helenę z rąk jej męża, króla Sparty i przywiózł ją tu do Troi. Wojna była nieunikniona. Grecy pod osłoną Hery i Ateny, przybyli wy zabrać Helenę z powrotem. Natomiast nad troją czuwała, bogini piękności i jej patron Apollo. Bitwy trwały latami, jałowiąc te tereny i barwiąc ziemię na czerwono, jednak, żadna ze stron nie miała dość. Grecy uknuli podstęp. Zbudowali olbrzymiego drewnianego konia, jako prezent dla trojan, a sami skryli się w jego wnętrzu. Podczas, gdy trojanie świętowali i stracili czujność oni wyszli na teren miasta i zabijali każdego kogo spotkali… - zrobiła krótką pauzę, namyślając się co jeszcze może mi powiedzieć.
- Co niby w tej historii jest takiego, by nazywać to miejsce przeklętym?
- Jeszcze nie skończyłam. Widzisz, gdy dobry Król Priam został zamordowany… a miasto chyliło się ku upadkowi, bogowie troi oburzyli się, za podstęp greków. Podobnież zerwał się huragan i burza, jakiej nie widziała jeszcze ta ziemia. Jedynie za murami miasta, budynki i wszyscy w i ich zasięgu zmieniali się w proch. Pioruny biły w ludzi, mimo, że nie spadła ani kropla deszczu. Nawałnica skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. To był znak, że bogowie opuścili tą ziemię. Od tamtej pory rośliny nie chcą rosnąć, zwierzęta uciekają stamtąd w popłochu, a ludzie, potrafią znikać bez śladu. Przeklęta ziemia.
Siedziałyśmy w ciszy wpatrując się w ogień.
- Więc czemu tam byłaś?
- Zdarzyło się to cztery stulecia temu, więc… chciałam, zobaczyć jak tam jest. – powiedziała skruszona.
- I w ten sposób znalazła ciebie, kapłankę porzuconą przez bogów.

___________________
Krótki, ale jest

 

Pamiętnik Apokalipsy - Gilbert i Kalia

Rozdział 15 

 


W odpowiedzi para spojrzałam na siebie lekko zdenerwowana. Widać było, że mężczyźnie wyraźnie nie pasowała moja obecność tutaj, za to kobieta się czymś wyraźnie speszyła. Widząc, że uważnie obserwuję ją wzrokiem, pośpiesznie uciekła wzrokiem do swoich dłoni. Miałam powtórzyć pytanie po raz trzeci, ale moje gardło odmówiło posłuszeństwa. Chłopak widząc to zrobił kwaśną minę i zwrócił się do kobiety.
- Wyjdź na chwilę. – Ona posłała mu lodowate spojrzenie i pokręciła przecząco głową, następnie wzięła głęboki wdech i po wypuszczeniu powoli powietrza, jakby nabrała odwagi.
- W tej chwili znajdujesz się w Troadzie. – odparła już odrobinę spokojniej. – Wybacz nasze zachowanie, ale Ireia w tej okolicy to bardzo rzadki widok. Znalazłam cię w przeklętych ruinach nieprzytomną. Niebezpiecznie jest tam chodzić samemu. Zdradzisz nam co cię tam sprowadziło? – słuchałam uważnie każdego słowa, ale i tak czułam się niczym głucha. Nic nie zrozumiałam z jej wyjaśnień, a zadane pytane wydawało mi się tak absurdalne. Sama tego nie wiem, ba, żeby to był mój jedyny problem.
- Ireia? – zapytałam, mając szczerą nadzieje, że wyjaśnią mi ich skomplikowane słownictwo, ale widząc ich miny szybko zrozumiałam, że moje pytanie było nie na miejscu. – Wybaczcie, ale nie za bardzo rozumiem, całej tej sytuacji. A do tego w mojej głowie mam absolutną czarną dziurę. – kolejne dziwne spojrzenie. Czyżbym powiedziała coś nie tak?
Chłopak parsknął totalnie wściekły. Nawet na mnie nie spojrzał, gdy zwrócił się do jego towarzyszki.
- Cudownie! Mamy tu pozbawioną pamięci kapłankę! Po prostu pięknie! Było ją zostawić w tych ruinach, byłby mniejszy kłopot, a tak to już po nas. Zadowolona?! – Następnie szybko wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyna wodziła wzrokiem za znikającym chłopakiem, to na mnie i głośno westchnęła.
- Wybacz jego zachowanie, nie przepada za obcymi, a szczególnie za Ireia.
- Co to jest Ireia? – zapytałam zawstydzona swoją niewiedzą i brakiem pamięci. Miałam wrażenie, ze powinnam to wiedzieć, ale umysł usilnie blokował mi dostęp do wspomnień.
- Jakby to opisać… To wysłannicy bogów. – dziewczyna widząc moją zdziwioną minę, podeszła do mnie i lekko pogładziła mnie po głowie. – Biedne dziewczę, nawet nie wiesz kim jesteś… W tych trudnych czasach… - wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale pokręciła lekko głową. – Nazywam się Kalia, miło mi cię poznać. – podała mi dłoń, którą z radością uścisnęłam. – Pamiętasz może swoje imię?
- … jedyne imię jakie pamiętam to Thanatos, ale…
- Nic nie szkodzi, od dzisiaj, dopóki nie wróci ci pamięć będę ci mówić… Asha – dodała pośpiesznie, jakby nie chciała usłyszeć reszty. – A teraz muszę porozmawiać z moim bratem i trochę go uspokoić. Jak wrócę to odpowiem na wszystkie twoje pytania. Odpocznij chwilę, za moment będę z powrotem, a i nie wspominaj tego imienia więcej, dobrze?
Mocno zdezorientowana patrzyłam jak jej czarne włosy znikają za rogiem. Pozostawiona sama sobie z tysiącem pytań w głowie, położyłam się z powrotem na kocu. Niepokoiło mnie dziwne zachowanie dwójki rodzeństwa. Uniosłam dłoń w stronę sklepienia, nie miałam pojęcia czemu to zrobiłam, to był niepohamowany odruch, ale zanim cofnęłam dłoń, przyjrzałam się jej z zainteresowaniem. Po całej skórze ciągnęły się cieniutkie skomplikowane wzory, a na nadgarstkach widniały blizny po poparzeniach, oraz wyraźne ślady po bransoletach. W jakiś sposób wzbudzały we mnie wzgardę i niechęć. Zdumiał mnie fakt, że jestem wstanie skojarzyć takie rany i określić od czego, do tego czuje jakieś emocje na ich widok, a nie pamiętam nic z swojej przeszłości. Westchnęłam i spróbowałam usnąć.
W mojej głowie rozbrzmiał krzyk rozpaczy, tak przeraźliwy, że natychmiast wybrudził mnie z drzemki. Zlana potem podniosłam się i wyszłam na świeże powietrze. Był zmierzch, słońce już chyliło się zza horyzont, barwiąc niebo niezwykłymi barwami. W oddali stała Kalia i jej nieprzyjemny brat i zażarcie dyskutowali. Dziewczyna tłumaczyła mu coś szeroko gestykulując na co on uparcie przeczył ruchem głowy. Dopiero teraz zauważyłam między nimi jakieś podobieństwo, obydwoje mieli podobnej długości, czarne włosy do ramion i zielono złote oczy. Mocne rysy twarzy miały podobnie ułożenie. Opierając się o wejście do mieszkania, patrzyłam na ich przekomarzania, zastanawiając się czy też mam kogoś bliskiego. Kalia wspomniała coś o wybrańcy bogów. Prychnęłam na wspomnienie jej słów. Twierdziła, że nie wiem kim jestem, słuszne spostrzeżenie. Jakbym wiedziała to pewnie by mnie już tu nie było. Ciekawe czy jest ktoś, kto za mną tęskni. Zamyślona wpatrywałam się w słońce szukając choć najmniejszej odpowiedzi na moje pytania. Na ziemie sprowadziły odgłosy zbliżających się kroków.
- Ustaliliśmy, że zostaniesz u nas dopóki nie odzyskasz częściowo wspomnień. Prawda? – Kali wyczekująco popatrzyła na brata.
- Ta… - odparł z niechęcią, na co ona z szerokim uśmiechem wbiła mu łokieć w brzuch. Chłopak zgiął się w pół i cicho jęknął.
- Oboje się bardzo cieszymy i z całych sił postaramy sobie pomóc.
Wodziłam wzrokiem po nietypowym rodzeństwie i zachichotałam.
- Jestem wam bardzo wdzięczna, postaram się nie sprawiać kłopotów. – uśmiechnęłam się ciepło.
~*~
Minęły trzy miesiące od czasu, gdy kalia znalazła mnie w starych ruinach. Od tamtego czasu zaprzyjaźniłam się z tą nietypową duszyczką. Była nieśmiała na początku, ale z czasem podporządkowała sobie mnie niczym swojego brata. Ta spokojna osoba potrafiła w ciągu sekundy zamienić się w istnego demona. Gilbert był natomiast bardzo skryty w sobie i jawnie pokazywał swoją niechęć z związku z moją osobą, jakbym miała zaraz sprowadzić koniec świata. Jego zachowanie na początku wydawało się urocze, zabawne, ale z czasem stawało się upierdliwe. Gdy tylko zostawaliśmy razem w jednym pomieszczeniu albo gdzieś wychodził albo siedział całkowicie ignorując moją osobę. Każde pytanie zbywał milczeniem, albo krótką dawkowaną odpowiedzią. Po za tym osobnikiem i jego siostrą w promieniu trzech kilometrów nie mieszkał nikt, ale nie przeszkadzało mi to. Pomagałam Kali w pracach domowych, jak pranie, gotowanie – które nie szło mi za dobrze, sprzątaniu i na polu z uprawami. Raz na tydzień, Gil zabierał niewielki pakunek i szedł do najbliższego miasta, następnie wracał z potrzebnymi przyprawami i rzeczami z targu. Zawsze, gdy pytałam, co miał w paczce, łypał na mnie groźnym spojrzeniem i mamrotał pod nosem, że to nie moja sprawa. Natomiast Kalia wzruszała ramionami i twierdziła, że kiedyś się dowiem.
Westchnęłam cicho pilnując pastwisko pełne owiec. Naprawdę mi się podobało teraźniejsze życie, ale nadal intrygowała mnie moja przeszłość. Kim byłam, gzie się urodziłam i co robiłam w tych starych ruinach, do których gilbert surowo zakazał nam się zbliżać wraz Kalią. Czułam, ze w tamtym miejscu mogę znaleźć odpowiedzi. Spojrzałam na niebo i stwierdziłam, że czas się zbierać. Zagnałam zwierzęta do zagrody i wróciłam do chaty, gdzie roznosił się smakowity zapach przypraw i gorącego posiłku. Wciągnęłam nosem powietrze i poczułam napływającą do ust ślinkę. Podeszłam do garnka i zanurzyłam palec w potrawce, następnie wpakowałam go sobie do ust.
- Pycha – szepnęłam do siebie.
- A spróbowałabyś powiedzieć, że nie dobre. To nie zawahałaby się odciąć ci ten paluch. – W obawie o swoje palce schowałam je za siebie i z miną niewiniątka spojrzałam na przyjaciółkę, która przez ten czas stała się dla mnie niczym siostra.
- Nie wiem, o czym mówisz. – Udałam głupią, na to Kalia zrobiła groźną minę i pogroziła mi łyżką. W ozach jednak można było dostrzec wesołość.
- Już ja ci pokażę! – Rzuciła się w moją stronę i dalej wymachując łyżką, zaczęła mnie gonić. Śmiejąc się ganiałyśmy się po pomieszczeniu. – Stój tu, ty mały podbieraczu gulaszu!
-Toż to gulasz? Ja myślałam, że zupa. – odparłam nadal z miną niewiniątka z całych sil starając się nie roześmiać.
- Jak ci zaraz dam popalić to cię bogowie nawet nie poznają!
- Najpierw musisz mnie złapać. – mówiąc to wzięłam nogi za pas i chciałam wybiec z chatki, gdy zderzyłam się z czymś twardym. Lekko się zachwiałam do tyłu i spojrzała na niespodziewaną przeszkodę w wejściu. Cała chęć do zabawy wyparowała wraz dobrym humorem widząc niezadowoloną minę Gilberta. Słowa przeprosin uwięzły mi w gardle i tylko posłusznie zeszłam mu z drogi.
- Gil, wróciłeś! Jak tam zakupy? – Kalia jakby nie czując wiszącego w powietrzu napięcia, nadal wesoło pitrasiła przy ognisku.
- Dobrze, udało mi się wytargować dobrą cenę. – odparł z lekkim uśmiechem. Jego oczy jaśniały jedynie przy Kalii i nigdy nie widziałam, by poza tymi sporadycznymi chwilami się śmiał. Może jakimś dziwnym sposobem psułam mu humor samą swoją obecnością? Czując jak naciska na mnie wzrokiem stwierdziłam, że koniecznie chce, żebym wyszła. Miałam ochotę mu przyłożyć w tą arogancką Bużkę, ale Kalii by się to nie spodobało, więc rzuciłam tylko, że idę po drewno do paleniska i wyszłam. Niebo zdążyło już nabrać granatowej barwy i z każdą chwilą przybywało gwiazd. Przeszłam kawałek i znalazłam się na polanie, gdzie za dnia pasłam owce i wpatrywałam się w gwiazdy. Czy fakt, że jestem kimś tak, co do dzisiaj jest dla mnie abstrakcją, aż tak wzbudza w nim niechęć? Naprawdę nie rozumiem, skąd ta niechęć do Irena, czyżby odrażały go moje tatuaże? A może nienaturalny turkus moich oczu, tak go obrzydzał. Westchnęłam i wpatrywałam się w niebo. Jego widok mnie uspokajał i dawał poczucie bezpieczeństwa.