Rozdział 15
W odpowiedzi para spojrzałam na siebie lekko zdenerwowana. Widać było, że mężczyźnie wyraźnie nie pasowała moja obecność tutaj, za to kobieta się czymś wyraźnie speszyła. Widząc, że uważnie obserwuję ją wzrokiem, pośpiesznie uciekła wzrokiem do swoich dłoni. Miałam powtórzyć pytanie po raz trzeci, ale moje gardło odmówiło posłuszeństwa. Chłopak widząc to zrobił kwaśną minę i zwrócił się do kobiety.
- Wyjdź na chwilę. – Ona posłała mu lodowate spojrzenie i pokręciła przecząco głową, następnie wzięła głęboki wdech i po wypuszczeniu powoli powietrza, jakby nabrała odwagi.
- W tej chwili znajdujesz się w Troadzie. – odparła już odrobinę spokojniej. – Wybacz nasze zachowanie, ale Ireia w tej okolicy to bardzo rzadki widok. Znalazłam cię w przeklętych ruinach nieprzytomną. Niebezpiecznie jest tam chodzić samemu. Zdradzisz nam co cię tam sprowadziło? – słuchałam uważnie każdego słowa, ale i tak czułam się niczym głucha. Nic nie zrozumiałam z jej wyjaśnień, a zadane pytane wydawało mi się tak absurdalne. Sama tego nie wiem, ba, żeby to był mój jedyny problem.
- Ireia? – zapytałam, mając szczerą nadzieje, że wyjaśnią mi ich skomplikowane słownictwo, ale widząc ich miny szybko zrozumiałam, że moje pytanie było nie na miejscu. – Wybaczcie, ale nie za bardzo rozumiem, całej tej sytuacji. A do tego w mojej głowie mam absolutną czarną dziurę. – kolejne dziwne spojrzenie. Czyżbym powiedziała coś nie tak?
Chłopak parsknął totalnie wściekły. Nawet na mnie nie spojrzał, gdy zwrócił się do jego towarzyszki.
- Cudownie! Mamy tu pozbawioną pamięci kapłankę! Po prostu pięknie! Było ją zostawić w tych ruinach, byłby mniejszy kłopot, a tak to już po nas. Zadowolona?! – Następnie szybko wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyna wodziła wzrokiem za znikającym chłopakiem, to na mnie i głośno westchnęła.
- Wybacz jego zachowanie, nie przepada za obcymi, a szczególnie za Ireia.
- Co to jest Ireia? – zapytałam zawstydzona swoją niewiedzą i brakiem pamięci. Miałam wrażenie, ze powinnam to wiedzieć, ale umysł usilnie blokował mi dostęp do wspomnień.
- Jakby to opisać… To wysłannicy bogów. – dziewczyna widząc moją zdziwioną minę, podeszła do mnie i lekko pogładziła mnie po głowie. – Biedne dziewczę, nawet nie wiesz kim jesteś… W tych trudnych czasach… - wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale pokręciła lekko głową. – Nazywam się Kalia, miło mi cię poznać. – podała mi dłoń, którą z radością uścisnęłam. – Pamiętasz może swoje imię?
- … jedyne imię jakie pamiętam to Thanatos, ale…
- Nic nie szkodzi, od dzisiaj, dopóki nie wróci ci pamięć będę ci mówić… Asha – dodała pośpiesznie, jakby nie chciała usłyszeć reszty. – A teraz muszę porozmawiać z moim bratem i trochę go uspokoić. Jak wrócę to odpowiem na wszystkie twoje pytania. Odpocznij chwilę, za moment będę z powrotem, a i nie wspominaj tego imienia więcej, dobrze?
Mocno zdezorientowana patrzyłam jak jej czarne włosy znikają za rogiem. Pozostawiona sama sobie z tysiącem pytań w głowie, położyłam się z powrotem na kocu. Niepokoiło mnie dziwne zachowanie dwójki rodzeństwa. Uniosłam dłoń w stronę sklepienia, nie miałam pojęcia czemu to zrobiłam, to był niepohamowany odruch, ale zanim cofnęłam dłoń, przyjrzałam się jej z zainteresowaniem. Po całej skórze ciągnęły się cieniutkie skomplikowane wzory, a na nadgarstkach widniały blizny po poparzeniach, oraz wyraźne ślady po bransoletach. W jakiś sposób wzbudzały we mnie wzgardę i niechęć. Zdumiał mnie fakt, że jestem wstanie skojarzyć takie rany i określić od czego, do tego czuje jakieś emocje na ich widok, a nie pamiętam nic z swojej przeszłości. Westchnęłam i spróbowałam usnąć.
W mojej głowie rozbrzmiał krzyk rozpaczy, tak przeraźliwy, że natychmiast wybrudził mnie z drzemki. Zlana potem podniosłam się i wyszłam na świeże powietrze. Był zmierzch, słońce już chyliło się zza horyzont, barwiąc niebo niezwykłymi barwami. W oddali stała Kalia i jej nieprzyjemny brat i zażarcie dyskutowali. Dziewczyna tłumaczyła mu coś szeroko gestykulując na co on uparcie przeczył ruchem głowy. Dopiero teraz zauważyłam między nimi jakieś podobieństwo, obydwoje mieli podobnej długości, czarne włosy do ramion i zielono złote oczy. Mocne rysy twarzy miały podobnie ułożenie. Opierając się o wejście do mieszkania, patrzyłam na ich przekomarzania, zastanawiając się czy też mam kogoś bliskiego. Kalia wspomniała coś o wybrańcy bogów. Prychnęłam na wspomnienie jej słów. Twierdziła, że nie wiem kim jestem, słuszne spostrzeżenie. Jakbym wiedziała to pewnie by mnie już tu nie było. Ciekawe czy jest ktoś, kto za mną tęskni. Zamyślona wpatrywałam się w słońce szukając choć najmniejszej odpowiedzi na moje pytania. Na ziemie sprowadziły odgłosy zbliżających się kroków.
- Ustaliliśmy, że zostaniesz u nas dopóki nie odzyskasz częściowo wspomnień. Prawda? – Kali wyczekująco popatrzyła na brata.
- Ta… - odparł z niechęcią, na co ona z szerokim uśmiechem wbiła mu łokieć w brzuch. Chłopak zgiął się w pół i cicho jęknął.
- Oboje się bardzo cieszymy i z całych sił postaramy sobie pomóc.
Wodziłam wzrokiem po nietypowym rodzeństwie i zachichotałam.
- Jestem wam bardzo wdzięczna, postaram się nie sprawiać kłopotów. – uśmiechnęłam się ciepło.
~*~
Minęły trzy miesiące od czasu, gdy kalia znalazła mnie w starych ruinach. Od tamtego czasu zaprzyjaźniłam się z tą nietypową duszyczką. Była nieśmiała na początku, ale z czasem podporządkowała sobie mnie niczym swojego brata. Ta spokojna osoba potrafiła w ciągu sekundy zamienić się w istnego demona. Gilbert był natomiast bardzo skryty w sobie i jawnie pokazywał swoją niechęć z związku z moją osobą, jakbym miała zaraz sprowadzić koniec świata. Jego zachowanie na początku wydawało się urocze, zabawne, ale z czasem stawało się upierdliwe. Gdy tylko zostawaliśmy razem w jednym pomieszczeniu albo gdzieś wychodził albo siedział całkowicie ignorując moją osobę. Każde pytanie zbywał milczeniem, albo krótką dawkowaną odpowiedzią. Po za tym osobnikiem i jego siostrą w promieniu trzech kilometrów nie mieszkał nikt, ale nie przeszkadzało mi to. Pomagałam Kali w pracach domowych, jak pranie, gotowanie – które nie szło mi za dobrze, sprzątaniu i na polu z uprawami. Raz na tydzień, Gil zabierał niewielki pakunek i szedł do najbliższego miasta, następnie wracał z potrzebnymi przyprawami i rzeczami z targu. Zawsze, gdy pytałam, co miał w paczce, łypał na mnie groźnym spojrzeniem i mamrotał pod nosem, że to nie moja sprawa. Natomiast Kalia wzruszała ramionami i twierdziła, że kiedyś się dowiem.
Westchnęłam cicho pilnując pastwisko pełne owiec. Naprawdę mi się podobało teraźniejsze życie, ale nadal intrygowała mnie moja przeszłość. Kim byłam, gzie się urodziłam i co robiłam w tych starych ruinach, do których gilbert surowo zakazał nam się zbliżać wraz Kalią. Czułam, ze w tamtym miejscu mogę znaleźć odpowiedzi. Spojrzałam na niebo i stwierdziłam, że czas się zbierać. Zagnałam zwierzęta do zagrody i wróciłam do chaty, gdzie roznosił się smakowity zapach przypraw i gorącego posiłku. Wciągnęłam nosem powietrze i poczułam napływającą do ust ślinkę. Podeszłam do garnka i zanurzyłam palec w potrawce, następnie wpakowałam go sobie do ust.
- Pycha – szepnęłam do siebie.
- A spróbowałabyś powiedzieć, że nie dobre. To nie zawahałaby się odciąć ci ten paluch. – W obawie o swoje palce schowałam je za siebie i z miną niewiniątka spojrzałam na przyjaciółkę, która przez ten czas stała się dla mnie niczym siostra.
- Nie wiem, o czym mówisz. – Udałam głupią, na to Kalia zrobiła groźną minę i pogroziła mi łyżką. W ozach jednak można było dostrzec wesołość.
- Już ja ci pokażę! – Rzuciła się w moją stronę i dalej wymachując łyżką, zaczęła mnie gonić. Śmiejąc się ganiałyśmy się po pomieszczeniu. – Stój tu, ty mały podbieraczu gulaszu!
-Toż to gulasz? Ja myślałam, że zupa. – odparłam nadal z miną niewiniątka z całych sil starając się nie roześmiać.
- Jak ci zaraz dam popalić to cię bogowie nawet nie poznają!
- Najpierw musisz mnie złapać. – mówiąc to wzięłam nogi za pas i chciałam wybiec z chatki, gdy zderzyłam się z czymś twardym. Lekko się zachwiałam do tyłu i spojrzała na niespodziewaną przeszkodę w wejściu. Cała chęć do zabawy wyparowała wraz dobrym humorem widząc niezadowoloną minę Gilberta. Słowa przeprosin uwięzły mi w gardle i tylko posłusznie zeszłam mu z drogi.
- Gil, wróciłeś! Jak tam zakupy? – Kalia jakby nie czując wiszącego w powietrzu napięcia, nadal wesoło pitrasiła przy ognisku.
- Dobrze, udało mi się wytargować dobrą cenę. – odparł z lekkim uśmiechem. Jego oczy jaśniały jedynie przy Kalii i nigdy nie widziałam, by poza tymi sporadycznymi chwilami się śmiał. Może jakimś dziwnym sposobem psułam mu humor samą swoją obecnością? Czując jak naciska na mnie wzrokiem stwierdziłam, że koniecznie chce, żebym wyszła. Miałam ochotę mu przyłożyć w tą arogancką Bużkę, ale Kalii by się to nie spodobało, więc rzuciłam tylko, że idę po drewno do paleniska i wyszłam. Niebo zdążyło już nabrać granatowej barwy i z każdą chwilą przybywało gwiazd. Przeszłam kawałek i znalazłam się na polanie, gdzie za dnia pasłam owce i wpatrywałam się w gwiazdy. Czy fakt, że jestem kimś tak, co do dzisiaj jest dla mnie abstrakcją, aż tak wzbudza w nim niechęć? Naprawdę nie rozumiem, skąd ta niechęć do Irena, czyżby odrażały go moje tatuaże? A może nienaturalny turkus moich oczu, tak go obrzydzał. Westchnęłam i wpatrywałam się w niebo. Jego widok mnie uspokajał i dawał poczucie bezpieczeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz