Pamiętnik Apokalipsy - Prolog
Nigdy nie zastanawiałam się nad czasem, nie miał dla mnie
najmniejszego znaczenia, nie obchodziło mnie czy minęła właśnie minuta, czy
może rok. Podejrzewam, że to dlatego, że zawsze byłam sama i nie miałam, z kim
dzielić czasu. Nigdy bym nawet nie pomyślała, że będę go kiedyś chciała zatrzymać
lub cofnąć. Chociaż… Jak teraz się zastanowię to w przeszłości dużo nie
myślałam. Interesowała mnie tylko jedna rzecz, a mianowicie – niszczenie planet
w celu pozyskania z nich energii niezbędnej mi do życia.
Wiecznie sama,
nieśmiertelna, bez sumienia i uczuć, przemierzałam galaktykę patrząc na
rozwijające się planety i ich upadki. Spoglądałam na gaśniecie i powstawanie
nowych gwiazd. Byłam istotą zrodzoną z najczystszej energii powstałej w wybuchu
super nowej.
Istotą bez ciała i duszy, maszyną do niszczenia i gromadzenia
energii, z której sama się składałam. Niszczyłam by żyć, żyłam by niszczyć. Nie
posiadałam czegoś takiego jak dusza, więc nie miałam też sumienia. Po miliardach
lat wędrówki po wszechświecie, wypełniając swój obowiązek, dotarłam do ciekawej
gwiazdy, zwanej Słońcem, w jego układ wchodziły cztery planety i pięć gigantów gazowych
interesująca była trzecia planeta od Słońca, o błękitnej barwie. Czułam od niej
niesamowity zasób energii, by ją pozyskać musiałam zejść na jej powierzchnie.
Schodząc do atmosfery widziałam wielki zielony teren otoczony wodą. Miałam
nadzieję na jak mniej inwazyjną wizytę, co się nie udało. Nabierałam ogromnej
prędkości, aż przybrałam postać ogromnej, ognistej kuli, która wbiła się w ocean.
Opadałam na dno, niespokojna woda zaczęła tworzyć gigantyczne fale. Doskonale
czułam wzywającą mnie energię.
Płynęłam, a moje eteryczne ciało zaczęło świecić
w głębinach. Spojrzałam na moje długie ręce zakończone dłońmi przypominającymi
płetwy połączone z palcami. Przezroczysta skóra ukazywała moje wnętrze złożone
z biało- niebieskiej energii. Byłam wstanie zmienić swój wygląd przez ułożenie
skóry. Delikatnie zmieniłam swoje dolne kończyny w sprawny ogon i zaczęłam
przeczesywać dno szukając źródła wyczuwalnej mocy. Bezskutecznie. Wiedziałam,
że jestem blisko, a nie mogłam się do tego dostać. Zdawałam sobie sprawę, że to,
czego szukam jest w stanie zniszczyć jedna trzecią galaktyki, więc nie mogłam
sobie pozwolić na zniszczenie planety, dopóki tego nie zdobędę.
Dotarłam do
podwodnego wulkanu, przez, który zaczęłam kierować się do jądra. Gorąca magma
była dla mnie niegroźna, była wręcz relaksująca, czułam się jak w chłodnej gwieździe.
Wejście do jądra planety nie było proste, musiałam uważać na ostre minerały, by
nie naruszyć planety. Potrafię sobie wyobrazić reakcję, któregoś z
promieniotwórczych minerałów z moją esencją, czy choćby skórą… wyszedłby taki
jeden wybuch, lub coś nowego i niebezpiecznego.
Zawsze uważałam, że energia
potrafi tworzyć piękne rzeczy, np. jądro planety zawsze jest okalane pięknymi
minerałami. Źródłem każdego ciała niebieskiego jest sam środek jądra Przy
odpowiedniej pomocy można nadać tej sile kształt. Wysłałam fragment mojej
esencji, tworząc coś na kształt mojej skóry. Zaczęłam formować jądro, które
zaczęło przypominać kwiat, już miałam sięgnąć po zdobycz, gdy powłoka zaczęła
pękać. Wtedy to ujrzałam w jadrze błękitnej planety było tysiące maleńkich kryształów,
które były w stanie każdy z osobna stworzyć czarną dziurę. Siła uwolnienia tak
ogromnej energii naruszyła moją esencję, nie byłam w stanie nic zrobić, byłam
zmuszona się wycofać. Zaczęłam tracić siły. Mój umysł zapadł w hibernację, by
naprawić uszkodzenia. Jeszcze wtedy nie interesowała mnie sytuacja na
powierzchni. Nie przypuszczałam, że moje przybycie, doprowadzi do rozwoju
bardzo ciekawej istoty: człowieka.
no nareszcie;p
OdpowiedzUsuń