,,PRZYJĘCIE URODZINOWE"
- Zdążysz, masz jeszcze dużo czasu- Powtarzałam sobie w myślach, mając
złudną nadzieję, że jednak nie spóźnię się na własne przyjęcie urodzinowe.
Organizatorami tych że urodzin byli, jak co roku rodzice -dzisiaj kończyłam 20
lat więc chyba powinnam być samodzielna i odpowiedzialna, ale teraz, niczym
małe dziecko, stałam przy lusterku i uparcie starałam się zrobić idealną kreskę
na powiece. Kiedy po wielu próbach uznałam, że ,,może być" przyjrzałam się
sobie uważniej. Bujne włosy w odcieniu miodu spływały mi lekko na ramiona, a
grzywka częściowo zasłaniała usłaną piegami buzię. Najbardziej w swojej urodzie
nie lubiłam oczu, być może dlatego, że były inne niż u wszystkich dookoła? Nie
wiedzieć czemu, moja tęczówkę okalał dziwny, czarny pierścień, który dość mocno
kontrastował z niebieskimi oczami. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Aż
podskoczyłam, lecz nim odebrałam przelotnie spojrzałam na wyświetlacz: No tak,
mama, a któż by inny?
- Halo?- W moim głosie dało się wyczuć zupełnie niezamierzoną nutkę
rozdrażnienia, lecz ona była zbyt zdenerwowana, by zwrócić na to uwagę.
- Wiki gdzie jesteś? Zaraz zjawia się goście-Niemal widzę, jak bardzo
próbuje ukryć irytację
- Już wychodzę, będę za 5 minut,
cześć!- szybko się rozłączyłam, założyłam buty, narzuciłam lekki płaszczyk (
jak na koniec sierpnia było dosyć chłodno) i wyszłam. Moi rodzice mieszkali 4
domy dalej, nic więc dziwnego, że już po chwili byłam przy furtce. Ku mej
uciesze otworzył mi tata, a kiedy razem szliśmy w stronę domu szepnął mi do
ucha:
-Dobrze, że już jesteś, matka od godziny siedzi jak na szpilkach.
Uśmiechnęłam się tylko i weszłam do środka. Nie zdążyłam odłożyć torebki, a wspomniana wyżej kobieta, przy czym jej mina wyrażała ogromna ulgę. Ubrana była jak zawsze nienagannie, w długi ciemny cordigan i czarne spodnie. Włosy do ramion, delikatnie okalały jej twarz i duże, ufne oczy w tym samym kolorze co moje.
- Nareszcie!- powiedziała tylko, i już po chwili siedzieliśmy przy stole
czekając na gości. Pierwsza zjawiła się moja najlepsza przyjaciółka, Angela,
niewysoka blondynka o niebieskich oczach. Podbiegła do mnie ubrana w śliczną,
lazurową sukienkę, pocałowała powietrze obok mojego policzka i poszła przywitać
się z rodzicami. Nie minęło pół godziny, a dom zapełnił się ludźmi: mój kumpel
Matt, szef ojca wraz z żoną, babcia Laura, a także pewien wysoki mężczyzna,
będący koło 40 o ciemnej karnacji, którego widziałam pierwszy raz w życiu, ale
uznałam, że nie warto zaprzątać sobie nim głowy, ponieważ nie tylko oni w naszej rodzinie mieli
tendencję do zapraszania nieznajomych. Po odśpiewaniu klasycznego ,,sto
lat" przyszedł czas na prezenty. Przeczuwałam, że będę zadowolona i nie
zawiodłam się. Pierwsza paczka ( zapewne od mamy i taty, sądząc po kwiatowym
papierze) zwierała złoty medalik w kształcie serca z moimi inicjałami. Następny
prezent niemal zwalił mnie z nóg. Ogromne pudło, a w środku równie wielki
misiek. Bez wątpienia był to prezent od Angeli. W następnych paczkach
znajdowały się: moja ulubiona książka, perfumy Chanel, oraz...breloczek
przedstawiający księżyc w pełni. Zdziwiło mnie to trochę, ale wzruszyłam tylko
ramionami, ponieważ był naprawdę ładny. Gdy wszyscy rozeszli się do domów
pomyślałam, ze i na mnie już pora, więc pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam w
drogę powrotną. Zabrało mi to trochę więcej czasu, ponieważ po pierwsze, pomimo
nieocenionej pomocy rodziców, byłam naprawdę zmęczona , a po drugie nigdzie już
się nie spieszyłam. Szłam więc powolnym krokiem, opakowana prezentami, a kiedy
wreszcie dotarłam do domu, odłożyłam prezenty na szafkę i dosłownie rzuciłam
się na łóżko. Jednak jakieś 10-15 później usłyszałam dzwonek do drzwi, ale ani
myślałam wstać, naciągnęłam więc tylko poduszkę na głowę i leżałam dalej. Ale
ten ktoś był nadzwyczaj upierdliwy, więc w końcu, z wielkim oporem zwlokłam się
z łóżka i poszłam zobaczyć kto to. Najbardziej spodziewałam się sąsiadki spod
trójki, która po raz kolejny zrobi mi wykład o tym jaka hałaśliwa i ogólnie
głupia jestem. Jednak, kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam tego samego mężczyznę,
którego nie mogłam rozpoznać na przyjęciu. Bynajmniej nie była to sąsiadka.
-Witaj, Wiktorio- drgnęłam na dźwięk mojego pełnego imienia
-czy my się znamy?- Odpowiedziałam zbyt szybko i zbyt ostro, bo nieznajomy,
skrzywił się nieco, zaraz jednak na jego usta powrócił uśmiech.
-Ależ oczywiście, przecież byłem na Twoich urodzinach. Pozwól więc, że się
przedstawię. Nazywam się Torgal, czy mogę wejść, by wyjaśnić Ci cel mojej
wizyty?- zapytał pewnym siebie głosem
-Proszę....- z jednej strony się bałam, ale z drugiej byłam też bardzo
ciekawa. Torgal wszedł do mieszkania i usiadł swobodnie na kanapie, jakbyśmy
znali się od lat. Ja postanowiłam usiąść na jednym z kuchennych krzeseł, by
zbytnio się nie zbliżać.
-A więc...-zapytałam niepewnym głosem- co pana do mnie sprowadza?
Mogłabyś nie powtarzać co chwile "mama" i nie skakać z kwiatka na kwiatek, szybko zmieniasz akcję, nie rozpisujesz, nie ciągniesz dalej, co się działo na tych urodzinach. Ogólnie pomysł dobry :)
OdpowiedzUsuńMasz rację z ta ,,mamą", na początku nie zwróciłam na to uwagi;D rozumiem,że chodzi o to, żebym się bardziej rozpisywała tak?Dzięki:)
UsuńA ja nie lubię przesadnych opisów, zawsze sie na nich najmniej skupiam... Nie znosiłam czytać w książkach opisów. Pierwszy rozdzial obiecujący. :D
OdpowiedzUsuń