Było ich trzech. Tak jak mówił Torgal, nie dało się ich nie rozpoznać ( i to nie ze względu na ogromny wzrost)
- Siema- rzucił stojący w środku chłopak. Tak jak pozostali miał góra 20-pare lat, i był dość przeciętny, ani przystojny ani brzydki. Przydługie włosy barwy czarnego oceany niemal zasłaniały mu oczy. W porównaniu do swoich kompanów był mniej umięśniony i jakiś taki...zwyczajny, ubrany w biały T-shirt i sprane jeansy nie różnił się niczym od normalnego faceta w jego wieku. A może wyglądał tak tylko przy nich?- Więc to ty- powiedział jakby mnie oceniał - zobaczymy co z Ciebie
będzie- uśmiechnął się szeroko- Jestem Steve. A to są Nigel i Johny-
dodał pokazując na kolegów. To chyba bliźniacy, pomyślałam, są prawie
identyczni. Uśmiechają się tajemniczo. Cwaniaczki, pomyślałam. Od razu
widać, że w głowie mają tylko żarty, ale cóż, to tylko faceci. Obaj
ubrani są w identyczne czarne marynarki i to dodaje tej sytuacji trochę
teatralności. Identyczne marynarki, identycznie dobrze zbudowani,
identyczny wyraz twarzy, identyczne fryzu...nie, fryzury maja jednak
inne. O tyle, o ile samo ułożenie jest takie samo, o tyle pierwszy (
Nigel) to olśniewający blondyn, a Johny to tajemniczy brunet. Jednak
jest jedna rzecz, która powtarza się u każdego z nich - oczy. Mają
takie same jak ja, różnią się tylko kolorem,( nie licząc radosnych
iskierek w oczach bliźniaków i całkowitego ich braku u Steve'a).
|
Nigel i Johny |
|
Steve |
- Idziemy?- zapytał mój rozmówca, rozglądając się nerwowo, a ja spuszczam wzrok uświadamiając sobie, że wpatruję się w nich przez dłuższą chwilę. Biorę głęboki wdech-Okej- Chodźmy.
Gdy wychodzimy z domu lekko mży. Nie wiem dokąd zmierzam, człapię więc za nimi i po chwili orientuję się, że stoimy na postoju taksówek. gdy już w niej siedzimy, prawie się nie odzywamy, tylko zdawkowe ,,tak", ,,nie" i ,, dziękuje". Siedzę wepchnięta pomiędzy bliźnięta, a Pan Ponury siedzi z przodu. Jedziemy i jedziemy, prawie już przysypiam, kiedy czuje, że auto się zatrzymuje. Wysiadam, po czym przeciągam się, by rozprostować kości i obserwuje, jak chłopaki kłócą się o to, kto zapłaci kierowcy, nie wtrącam się ,ale jak było do przewidzenia, już po chwili Steve zostaje przegadany i z westchnieniem wyciąga portfel. Tym razem idziemy piechotą i po jakiś 20-30 min. wchodzimy w las. Tam staram się trzymać jak najbliżej moich przewodników, i wzbudzam salwę śmiechu, gdy podskakuje na dźwięk pohukiwania sowy. Po długim, wyczerpującym marszu docieramy na miejsce. Inaczej to sobie wyobrażałam. Duży gmach, przywodzący na myśl domek z bali, z fontanną na dziedzincu i drewnianymi okiennicami w starym stylu. Torgal wyszedł nam na spotkanie, ubrany w ciemną koszulę w paski i spodnie od garnituru. długie, czarne włosy miał świeżo przycięte, i nijak nie pasowały do kilkudniowego zarostu. Ocenił sytuację i od razu się nastroszył.
- Gdzie twój bagaż?- zapytał się, a Nigel i Johny wybuchli tak głośnym śmiechem, że prawdopodobnie wypłoszyli wszystkie zwierzęta.
- Nigdzie- odburknęłam- czemu nikt łaskawie mi nie powiedział?!
Spojrzał się na chłopaków, ale bliźniaki byli zbyt rozbawieni by mu cokolwiek powiedzieć , natomiast Steve przybrał minę męczennika i zaczął mamrotać ile to rzeczy on ma na głowie....Świetnie, zwalili wszystko na mnie i jeszcze mnie olali. Torgal chciał naprawić sytuację powiedział więc:
- No tak, zaraz wyślę kilku chłopców..
- Nie!- zaprotestowałam kipiąc z wściekłości- twoje psy nie będą węszyć w moim domu- na widok min trzech zawiedzionych, urażonych i smutnych chłopaków, po tym co powiedziałam uznałam, że się zapędziłam. Uspokój się...powiedziałam sobie w duszy i rzuciłam swoim ,,ofiarom" przepraszające spojrzenia.. Torgal tylko pokręcił głową i kontynułował:
-...którzy przyniosą wszystko, co uznają za stosowne- ostatnia część niemal wykrzyczał, ale spuściłam tylko głowę.
- Nigel zaprowadzi cię do pokoju i wszystko wyjaśni. Powodzenia- rozciągnął usta w czymś na kształt uśmiechu i odszedł. To samo zrobił Steve, a mi zrobiło się przykro, że tak go potratowałam, ale kiedy Johny uśmiechnął się lekko, mrugnął do mnie i dopiero odszedł, poczułam się trochę lepiej. Kiedy zniknęli w budynku Nigel zaczął iść, zrobiłam więc to samo, ale zachowując dystans, bo nie wiedziałam, czy on też jest na mnie zły.
- Naprawdę nie chciałam nikogo skrzywdzić- wyszeptałam
- My to wiemy, nie zadręczaj się- zaskoczona podniosłam wzrok, a on rzucił mi pokrzepiający uśmiech i mówił dalej:
- wszyscy przez to przechodziliśmy.
- Chcesz powiedzieć, że jeszcze nie skończyliście?
- Nie, ale zostało nam naprawdę niewiele. A ty dopiero zaczynasz- dodał. Westchnęłam. Wiem....Po drodze do pokoju próbował mi objaśnić, jak to tu działa, ale wszystko wpadało mi jednym uchem, a wylatywało drugim. Kiedy doszliśmy do drzwi zatrzymał się , wręczył mi jakąś kartkę i powiedział:
-tu masz swój rozkład dnia. Gdybyś czegoś potrzebowała jestem na dziedzińcu. I juz miał odchodzić , gdy mi nasunęło się jeszcze jedno pytanie.
-Hej...
- Tak?- zatrzymał się
- Co się dzieje później? No
- No wiesz po roku?
-Część z nas się stąd wynosi, a część zostaje i szkoli nowych, takich jak ty. Są jeszcze ci, którym się nie udało- Na chwilę popada w zadumę, jakby mówił sam do siebie- i już na zawsze zostają wilkami...
- Co?- pytam zszokowana, czym wyrywam go z zamyślenia. Jego nastrój ulega zmianie i zaczyna lekko chichotać.
- Spoko, wszystkiego się dowiesz. Trzymaj się- powiedział i odszedł. Wykończona weszłam do pokoju i rozejrzałam się. Był raczej przestronny, z osobna łazienką, ścianami koloru pomarańczy i jasnych mebli. Położyłam się na łóżku i trzymając kartkę w górze zaczynam ją lustrować. Jest dosyć prosta, nie ma wytyczonych godzin, tylko sam plan. zawiera między innymi wszystkie posiłki, kształcenie (ciekawe o co chodzi?) a także mnóstwo innych rzeczy jak, strzelanie z łuku, jazda konna, walka wręcz, gimnastyka, niektóre z nich mają obok siebie mały napis ,, od poziomu 6" czytam i coraz bardziej się przerażam : polowania, walka z użyciem broni i inne rzeczy o których nie mam pojęcia. ale w sumie, będąc na moim poziomie nie jest tak źle. Mam tylko szczera nadzieję, że nie każą mi się uczyć geografii. Ale dzisiaj chyba mogę sobie odpuścić wszystkie zajęcia prawda? przynajmniej taki mam zamiar. Spojrzałam na zegarek. Już 16. Dawno po obiedzie, ale przede mną jeszcze kolacja, cóż może ktoś okażę miłosierdzie i mi ja przyniesie. Proszę, niech w łazience będzie wanna, nie prysznic. Biegnę by sprawdzić, jak się sprawy maja i rzeczywiście wanna! Zamierzam zafundować sobie mega kąpiel. Może nie ma tu olejków ani balsamów,ale jest mydło, ręczniki i inne niezbędne rzeczy, które dziś muszą mi wystarczyć. Napuszczam całą wannę wody i już w niej siedzę odprężając się i relaksując. O tak, tego mi było trzeba. Jakieś 2,5 godziny później wychodzę z wanny i gdy owijam się ręcznikiem, wyraźnie słyszę czyjeś kroki za ścianą. O co tu chodzi? Kto to? A że w tej chwili mało czego już się bałam ( a może po prostu tak bardzo chciało mi się spać, że nie myślałam racjonalnie?) owinęłam się ciaśniej i wyszłam z łazienki. Przy łóżku stał nie kto inny, jak wiecznie śmiejąc się bliźniaki z moją walizką w ręku. Kiedy mnie zobaczyli, natychmiast umilkli a ich twarze zrobiły się purpurowe. W końcu ciemnowłosy przerywa milczenie:
- Ehm...no..tu są ciuch i...Sorry pukaliśmy ale nikt nie otwierał
- Właśnie- przytaknął mu ochoczo brat nie spuszczając ze mnie wzroku- My już idziemy, aha na stole masz zostawioną kolację - dodali szybki, postawili torbę i poszli. Zaśmiałam się. Tak z całą pewnością, ci dwaj już mi wybaczyli.
Szybko przebrałam się w pidżamę, usiadłam po turecku na łóżku i zaczęłam jeść. Kolacja okazała się przepysznym kurczakiem w panierce i surówką i ziemniakami. Zjadłam wszystko do ostatniego okruszka i położyłam się spać. O dziwo nie miałam problemów z zaśnięciem, ale być może była to zasługa pełnego żołądka. Zasnęłam kamiennym snem.
Czuje strach.Uciekam. Coś mnie goni. I nawet kiedy uświadamiam sobie, że to tylko sen nie przestaję biec. Odwracam się. To stado wilków. Biegnę co sił, ale jeden z nich mnie dogania i w chwili, gdy rzuca mi się do gardła....- budzę się zlana potem, a serce o mało nie wyskoczy mi z piersi. To był tylko sen, powtarzam sobie, tylko sen, ale i tak boję się ponownie zasnąć, w obawie, że znowu ujrzę ten przerażający widok. Zerkam na elektroniczny zegarek. 5:50. Jeszcze wcześnie. Wszyscy śpią. I nagle w mojej głowie pojawia się szalony, ale jakże kuszący pomysł. Przejdę się po obozie, czy jak to się tam nazywa. Co mi szkodzi? Przecież to chyba nie jest zabronione? A nawet jeśli, to nikt się nie dowie...Ochoczo wstaję z łóżka nie dając sobie czasu na dalsze myślenie i szybko ubieram się w ciemne legginsy i kwiatową tunikę z rękawem 3/4. Po cichu wychodzę z pokoju, po czym na palcach przemykam obok wszystkich sypialni i znajduje się w holu. Nic specjalnego. Po środku duże wejście, po lewej ,,kuchnia i stołówka" a po prawej ,,hala sportowa". Hm... skoro w budynku nie ma nic do roboty, to może zobaczymy co dzieję się na zewnątrz? Tak tez zrobiłam, i zaraz pożałowałam, że nie wzięłam żądnej kurtki. Na dworze nieprzyjemnie wiało. Postanowiłam jednak nie wracać i ruszyłam w stronę lasku. Między drzewami było cicho i przyjemnie. Wiatr hulał w koronach drzew wprawiając je w ruch, a ja wstałam i przyglądałam się temu z zachwytem. To co działo się później było jak film w zwolnionym tempie. Coś ze świstem przecięło powietrze obok mnie i wbiło się w pobliską olchę. Przyjrzałam się. To była strzała. Tutaj? o 6 rano? Kto tu poluje? i...na co? Nagle zza krzaków wyłonił się On.- strzelec. Tylko tyle przyszło mi d głowy. Wysoki, dobrze zbudowany o twarzy na którą wręcz przyjemnie było patrzeć. Gęste włosy w kolorze piasku lekko opadały mu na czoło, kwadratowa szczęka, ładnie wykrojone usta i duże ciemne oczy otoczone kaskadą rzęs z pierścieniem mówiącym, że jest po tej samej stronie co ja. Cerę miał śniadą. W lewej ręce trzymał łuk, a przez plecy miał przewieszone coś w rodzaju torby- plecaka na strzały
- Co ty tu robisz? I kim jesteś?- Wysyczał z taką agresją, że odruchowo chciałam cofnąć się o krok, ale powstrzymałam się, podniosłam wzrok i odpowiedziałam takim samym tonem:
-Mogłabym zapytać o to samo- Wkurzył się jeszcze bardziej
- Nie wiesz z kim rozmawiasz- jego oczy miotały błyskawice
- Cóż, w takim razie ty też nie- Powiedziałam, siląc się na najbardziej wyniosły ton na jaki było mnie stać. Podszedł bliżej, więc oparłam się o pień innego drzewa, które było w pobliżu. Kiedy po raz pierwszy spojrzał mi w oczy, jego złość ustąpiła, a w jej miejsce pojawił sie głęboki szok.
- TY jesteś...jesteś ztej szkoły?
- tak, i TY sądząc po oczach najwyraźniej też. Jesteśmy na tym samym wózku - powiedziałam ugodowo, ale on tylko zmrużył oczy.
-Nie, nie jesteśmy- odpowiedział, po czym podszedł do drzewa, wyciągnął strzałę i chwilę potem już go nie było. Nie zamierzam za nim biec i błagać o wyjaśnienie,ale przyznaję, to było dziwne. Kim on jest? I o co mu chodziło? Mam nadzieję , że wkrótce się dowiem. Odwróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną, gdzie czekał na mnie pierwszy dzień mojego nowego życia...